niedziela, 27 maja 2012

AaAaAa już jest wiosna

Obudziłam się o nieprzyzwoitej, jak na niedzielę, porze. Bo kto normalny wstając cały tydzień o 5.20 w niedzielę zrywa się o 6.00?

No właśnie.

Skoro jednak już się zerwałam, a komputer leżał grzecznie obok, zastępując swoim mruczeniem męża, to postanowiłam skorzystać w chwilowej ciszy i zajrzeć na bloga.

Tak mi się coś właśnie wydawało, że minął już miesiąc od ostatniego wpisu...
A skoro tak, to mam najlepszy dowód na to, że czas galopuje i ani się obejrzę będzie jesień.  Nigdy aż tak bardzo nie czekałam na tę porę roku ;-)

Póki co jednak mamy piękną wiosnę, a z jej początkiem zawsze kojarzy mi się ta piosenka.  


Głupie nie? Kto się wychował na kabarecie Potem, słysząc ten przebój natychmiast ma ochotę na więcej ich twórczości. U nas w rodzinie ich teksty tak bardzo weszły do codziennego języka, że sami nie wiemy, kiedy mówimy Sikorą. Mój kochany mąż początkowo nie do końca łapał znaczenie haseł typu: "a z daszkiem nie ma" albo "tfu, ile ja się żab nacałowałem" i bardzo często stosowane: "mój panie, z twych słów wnioskują, żeś w wojsku służył".

No właśnie, ale skoro o wojsku mowa to wypada napisać, że pierwsze patrole już za nami. Ja oczywiście nie jeżdżę, nawet nie bardzo potrafię to sobie wyobrazić. Dlatego zaglądam na fanpage Brygady i przy każdej rozmowie staram się dowiedzieć czegoś nowego. Najczęściej słyszę oczywiście: "nie mogę Ci tego powiedzieć".

Na całe szczęście mimo moich obaw, po blisko dwóch miesiącach mieszkania w namiocie na pustyni, jeżdżenia na patrole i przebywania cały czas z samymi facetami mój mąż nie stał się innym człowiekiem.

Wiem, że jeszcze pięć miesięcy przed nami, ale ciągle sobie powtarzam zdanie, które usłyszałam od mojej siostry... "Patrz na to tak, jak liczymy na basenie nasze 50 długości - do 30, a potem już tylko 20, 19, 18 itd."





sobota, 14 kwietnia 2012

Co trampki widziały

Przez pięć dni w tygodniu udaję, że jestem jakieś 10 cm wyższa. Szpilki to mój znak rozpoznawczy. Dlatego, kiedy przychodzi weekend daję odpocząć stopom. 

   
Te fioletowe trampki kupiłam pod wpływem nacisków małża, który przekonywał, że muszę mieć jedne porządne, sportowe buty i że skoro mi się podobają to mam brać. No więc wzięłam i teraz w weekendy, kiedy je zakładam myślę sobie, jakiego fajnego mam męża :-)

Dzisiaj ruszyłyśmy z Kit finalizować akcję "prezent urodzinowy", po drodze miałyśmy zahaczyć o jedno miejsce. Miejsce, obok którego pracowałam przez półtora roku, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żeby tam podjechać. Z zewnątrz wygląda tak...


Nie zachwyca, ale w środku na wytrwałych poszukiwaczy, czekają prawdziwe skarby! My pojechałyśmy tam z misją znalezienia krzeseł, zaczęłyśmy więc od głównej hali na parterze.


Dalej było nieco ciekawiej, odkryłam fotel w ulubionym - fioletowym kolorze.
 

 Idealnie pasował do fioletowej torebki ;-)


Kiedy znalazłyśmy już to czego szukałyśmy...


 ...zadzwoniłyśmy po eksperta i wtedy dopiero zaczęło się prawdziwe szukanie skarbów.


Do pałacu i do zamku, jak z "Gry o tron"


Ale Inter-komis to nie tylko meble, znajdą się też wojskowe akcenty.


Nie tylko z XXI wieku.


 Można sobie też kupić nieco antycznego żołnierza - jedyne 20 tys. złotych.


Myślałam, że nic mnie już nie zaskoczy, kiedy moim oczom ukazała się... kareta!!!


Po tym, nawet kolekcja dziwacznych tronów nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia.


No może z wyjątkiem tego dziecięcego, który wyjątkowo nadałby się na roczek Nadusi.



piątek, 13 kwietnia 2012

Będzie o dzieciach...

Swoich nie mamy (to jeden z punktów do zrealizowania po powrocie żołnierza), będzie więc o tych przysposobionych.

Maciuś (chrześniak, lat 9 i 1/2) i Nadia (siostrzenica, 11 miesięcy) to dwa małe stwory, które wypełniły większość mojego wolnego czasu w święta.

Choć dzieli ich spora różnica wieku, a Maciek jest wujkiem Nadii, to mają jedną bardzo istotną cechę wspólną - są absolutnie szczere i można im ufać. Jeśli coś do Ciebie mają, mówią to wprost (choć u Nadii z tym mówieniem to różnie bywa).

Pamiętam, jak kilka lat temu zabrałam Maćka na basen, zachwycałam się, jak ładnie pływa, a w zamian usłyszałam: "ale Ty masz grube uda". Wytrzeszczyłam oczy ale przytaknęłam, w końcu co fakt to fakt. W jego uwadze nie było złośliwości, tylko takie dziecięce zadziwienie otaczającym światem ;-) Teraz już trochę z tego wyrósł i coraz częściej widzę, że waży słowa, zastanawia się zanim coś powie - znaczy się dorośleje. Mimo to, a może właśnie dlatego, kiedy w święta było mi smutno to właśnie on przekonywał, że ładnie wyglądam i z nieniecka się do mnie przytulał. Dziękuję Ci za to Maciusiu, jesteś Wielki (mój osobisty Król Maciuś Wielki).

Nadia natomiast rośnie na małą kobietkę. 30 kwietnia skończy rok, ale już teraz widać, że kocha błyskotki, malowane na czerwono paznokcie oraz torebki. Torebki kocha przede wszystkim za ich zawartość, którą można w całości wywalić na podłogę...


Nadia uwielbia też ciuchy i buty, czemu dała wyraz na pierwszym w swoim życiu "shoppingu". Razem z jej mamą, a moją siostrą wybierałyśmy prezent na roczek dla małej księżniczki oraz prezent na kolejny roczek dla rodzicielki. Tak się jakoś złożyło, że Nadia urodziła się trzy dni po urodzinach Kit.

Szpilki dla mamy były owszem interesujące, ale przy butach w rozmiarze 19-20 to dopiero był szał. Nadia była tak zachwycona przymierzaniem, że procesu tego nie był w stanie zakłócić nawet wybór, którego w końcu dokonałyśmy. Ona chciała zostać w tym sklepie na zawsze, otoczona butami...


Hmm, skąd ja to znam ;-)

sobota, 7 kwietnia 2012

Zajęciowa terapia czyli jak nie zwariować od rana

Wiedziałam, że weekendy będą najcięższe. Dużo wolnego czasu = dużo myśli.

Dlatego, żeby nie zwariować wymyślam sobie zajęcia. Dzisiaj po wizycie u fryzjera pojechałam do hurtowni papierniczej, gdzie kupiłam glinę, farby plakatowe i pędzle. Miałam malować razem z siostrą i mamą jajka, a glina wpadła do koszyka przy okazji, po tym jak przeczytałam na opakowaniu - dla dzieci oraz do terapii zajęciowej.

Zdolności manualnych nie mam żadnych, wszelkie talenty przypadły siostrze (stąd tytuł jej bloga "Handmade by Kitek"). Nie zważając na to, postanowiłam wyżyć się artystycznie i wciągnąć do współpracy innych. W efekcie powstała kolekcja dość pokracznych figurek.

Od malowania jajek, lepienia  baranków i królików...


 ... doszliśmy do odtworzenia postaci z Angry Birds!


Jutro niektóre z pokraków staną się "zajączkowymi" podarunkami dla krewnych i znajomych :-)


Skatalogować sentymenty

Zawsze kiedy używam słowa "sentymenty" w głowie zaczyna mi się odtwarzać piosenka grupy Pod Budą

Sentymenty mi powiędły, 
siadły, zbladły, oniemiały,
a ja tak je hodowałam przycinałam,
podlewałam...
sentymenty mi powiędły - świat mój cały.



Moje sentymenty na co dzień leżą zamknięte w pudle. Po wczorajszym wpisie na blogu postanowiłam tam jednak zajrzeć. Nie wiem dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby skatalogować jakoś te moje zapiski.

Porządkami od 7.00 rano zainteresował się Bilbo. Frodo jest na to zbyt leniwy.




Policzyłam i ponumerowałam je według kolejności powstawania. Mam 24 zeszyty, różnej grubości, w różnych kolorach. Kiedy podzieliłam je na grupy: szkoła podstawowa, liceum, studia, praca... Okazało się, że jednak jest jakaś prawidłowość.


Póki co oceniłam je po okładce i stronie tytułowej, przyjdzie czas i na to, żeby zagłębić się w treść. Choć biorąc pod uwagę mój "burzliwy okres dojrzewania" chyba nie zdecyduję się na dzielenie fragmentami. Choć kto wie, mogłoby to być całkiem zabawne.

---------------------------

Tymczasem małż jest już prawie w swoim tymczasowym domu. Zachwyca się widokami i temperaturą.

piątek, 6 kwietnia 2012

Rzecz o pamiętaniu

Dzisiaj w rozmowie z siostrą, która namawiała mnie do pisania bloga, nie potrafiłam określić dlaczego właściwie to robię. Minęło kilka godzin, a ja nadal się zastanawiam...

Jako marketingowiec z reguły nie biorę się za coś, czego celu nie mogę jasno określić. A jeśli już się wezmę to muszę sobie wytłumaczyć dlaczego to robię. W związku z czym tłumaczę - założyłam bloga, bo jestem pamiętnikarką. Co znaczy, że robię to głównie dla siebie.

 
Pamiętnik piszę od 1994 roku, od kiedy razem ze wspomnianą już siostrą, znalazłyśmy stare pamiętniki babci. To było jak przygoda, odkrywanie tajemnic młodej Danusi, która dla nas była po prostu babcią, taką u której jest słodko, a świat pachnie szarlotką. Tymczasem okazało się, że babcia zanim poznała dziadka przeżyła wielką miłość... Zainspirowane postanowiłyśmy pisać!

Tak się zaczęło. Osiemnaście lat później mam pudło pełne zeszytów a jeden, najbardziej aktualny, na stałe leży na regale przy łóżku. Piszę głównie pod nieobecność męża, który często wyjeżdża na poligony, szkolenia, skoki, wspinaczki, ratowanie powodzian itp. Tym razem nie będzie go pół roku, co znaczy, że na pisanie będę miała całkiem sporo czasu.

Będę pisać po to, żeby pamiętać, żeby móc wrócić do tych zapisków przy kolejnej misji. Nie zarzucam jednak pióra i notesu, w końcu moje wnuczki też kiedyś mogą się zainteresować, kim była  ich babcia ;-)

czwartek, 5 kwietnia 2012

Jak pożegnać się na 6 miesięcy?


Ja nie potrafiłam dobrać słów. Co można powiedzieć w takiej sytuacji... zostań? (odpada) do zobaczenia za chwilę, szybko minie (możliwe), masz więcej szczęścia niż rozumu i wrócisz do mnie, nie biorę innej możliwości pod uwagę.

Powiedziałam pewnie to wszystko, nie pamiętam.

O dziwo teraz jest łatwiej - musimy przywyknąć do słowa pisanego i będzie dobrze.

Nucę sobie pod nosem nasz hymn

Dade ramy dade ramy da
Ramy ramy dade ramy da
Dadę ramy dade ramy da
A jak nie damy to myk do mamy
I w płacz

niedziela, 1 kwietnia 2012

niedziela, 26 lutego 2012

Niedziela w domu

Po sześciu tygodniach jesteśmy w końcu razem. Zasypiam i budzę się przy nim.
Planujemy wyjazd na weekend. O misji, póki co, nie rozmawiamy.